Aby powiekszyć obrazek kliknij na niego.


Na początku lipca 2000 roku ekipa złożona z Oli Misztur (SW), Stasia Polaka, Maćka Olinkiewicza (SW), Andrzeja Motylińskiego (SW), zwanego potocznie Owadem, Pawła Czekalskiego - Skaja, Mateusza Golla - Kozaczka, Donaty Błażejczyk, oraz Agnieszki i Artura (SW) Grzendów odbyła podróż na Ukrainę...

UKRAINA'2000

Przyjmijmy, że nasza urokliwa górska wycieczka rozpoczęła się dnia 28.07.2000 r. rankiem we Lwowie. Tutaj spotkaliśmy się przed dworcem kolejowym, pamiętającym jeszcze czasy Jego Cesarsko Królewskiej Mości Franciszka Józefa. Pociągiem z Bukowiny w Rumunii przyjechali Ola, Lama, Sky, Audi i Kozaczek, zaś autobusem z Warszawy Donata, Hrabia Polak i Prezesostwo (w miesiącu miodowym).
Zapijając poranną kawę, małą "horiłką" rozłożyliśmy mapy i dumaliśmy w które góry jechać. Decydującym czynnikiem były połączenia kolejowe lub autobusowe, gdyż mając mało czasu na wyprawę, nie chcieliśmy go tracić na zbyt długi przejazd z wieloma przesiadkami. Ostatecznie wybraliśmy Gorgany. Jako środek transportu posłużyły nam stojące przed dworcem dwie taksówki. Rozwiązanie godne polecenia ze względu na cenę - 35 USD za 400 km (200 w jedną stronę) oraz na szybkość - ok. 3,5 godziny.
Wylądowaliśmy we wsi Rafajłowa (obecnie Bystrica). Po "krótkim" popasie przy lokalnym barze ruszyliśmy w górę doliny. W górach spędziliśmy sześć dni. Z Rafajłowej przez Dołżyniec i dalej grzbietem wyszliśmy na Płoskę (1355 m n.p.m.). Następnie wzdłuż dawnej granicy polsko - czechosłowackiej na Czarną Połoninę - ze szczytami: Czarna Klewa (1723 m n.p.m.), Bratkowska Duża (1792 m n.p.m.), Gropę (1763 m n.p.m.) i Durnia (1707 m n.p.m.). Z Czarnej Połoniny szliśmy na północ, mijając Pantyr (1225 m n.p.m.), Przełęcz Legionów (Rogodze Wlk.) i stąd dolinę potoku Rafajłowa do Rafajłowej.
Wystarczy spojrzeć na mapę, aby zorientować się, że odległościowo nie był to wielki wyczyn. Jednak nie taki był cel naszego wyjazdu. Karpaty Wschodnie, a do nich należą Gorgany, to góry niezwykle malownicze, dość dzikie (w porównaniu z naszymi nawet bardzo) i odludne. W zasadzie pozbawione szlaków znakowanych i infrastruktury turystycznej. Pierwsza część trasy (do Płoskiej) przebiegała lasami. Podejścia na grzbiety są strome i zalesione. Wiatrołomy i brak ścieżek stanowią dodatkową przeszkodę. W Gorganach problemem jest również woda. Skromne źródła biją głęboko (150 - 200 m) poniżej grzbietów i nie jest łatwo zlokalizować je w zarośniętych lasem i chaszczami parowach.
Po osiągnięciu Płoskiej znaleźliśmy się na dawnej granicy. Do dziś stoją niemal wszystkie słupki graniczne. Zdecydowanie ułatwiają orientację w nieco pogmatwanym terenie. Podejście z przełęczy pod Płoską na Czarną Połoninę trudno zapomnieć. Różnica wysokości to ponad 600 m na bardzo krótkim odcinku (ok. 3 km).
Połonina Czarna zawdzięcza swą nazwę ogromnym płatom kosówki porastającym jej strome zbocza. Miejscami kosówka wychodzi również na grzbiet, dostarczając wielu atrakcji próbującym się przez nią przedrzeć. Wszystkie trudności związane z dotarciem na grzbiet wynagradza widok. Z racji swego położenia Czarna Połonina daje przepiękną panoramę na Czarnohorę - najwyższą grupę górską w ukraińskich Karpatach. Na wschód od Czarnohory widać potężną połoninę Świdowca. W głębi, między nimi są rumuńskie Karpaty Marmaroskie ze szczytami Farkaula i Michajleka. Na północy rozciąga się plątanina grzbietów Gorganów ze szczytami Sywulą, Grofa, Popadią, Doboszanką. U stóp Czarnej Połoniny biją źródła Czarnej Cisy. Sam grzbiet, podobnie jak w prawie całych Karpatach Wschodnich, pełen jest pamiątek po I Wojnie Światowej. Rowy strzeleckie, okopy, ślady po ziemiankach, a nawet pordzewiałe zasieki z drutu kolczastego to normalny widok. Są częścią krajobrazu tych gór. Zejście z połoniny to ok. 500 m stromym, zalesionym zboczem. Na skraju lasu pod szczytem Pantyr są ruiny przedwojennego schroniska. Od Przełęczy Legionów aż do Rafajłowej widać ślady zbudowanej w 1914 r. przez polskich Legionistów tzw. Drogi Legionów.
W Rafajłowej obok starego drewnianego kościoła (obecnie magazyn) znajduje się pomnik poległych tu Legionistów. Ludność miejscowa do turystów z Polski jest nastawiona bardzo przychylnie. Szczególnie polecamy sklepik - bar u Wasyla (zielony barakowóz obok kościoła). Serdeczny, gościnny gospodarz, a ceny rozkoszne dla gardła.
Z Rafajłowej jeżdżą prywatne busy i państwowe autobusy do Nadwórnej (ok. 20 km.). Stąd do Lwowa pociągiem lub prywatnym busem (60 USD Đ 9 osób).
Biwakowanie w Gorganach nie nastręcza trudności. Poza nielicznymi rezerwatami, można rozbić się gdzie noc człowieka zastanie lub gdzie widok przepiękny do tego skłoni. Drewna na ognisko jest pod dostatkiem. Okolica obfituje w grzyby, maliny i jagody. Jeśli ktoś nie lubi biegać po górach zalecamy częste postoje w słodkich malinowych chruśniakach. Zamieszkujących licznie te góry wilków i niedźwiedzi nie należy się obawiać, gdyż według zapewnień tutejszych górali są "płochliwe". Osoby palące uprzedzamy, że do najbliższego sklepu jest kilka dni drogi, a papieros w tej głuszy stanowi jedną z wyższych wartości.

Najlepsza mapa terenu to reprint przedwojennej "setki" WIG "Rafajłowa" - pas 55 słup 38 - wydany przez PTR Kartografia. Można zaopatrzyć się w przewodnik Janusza Gudowskiego "Ukraińskie Beskidy Wschodnie" t. 2 (Wydawnictwo Akademickie DIALOG, Warszawa 1997).

Koszty przejazdu:
Autobus Warszawa - Lwów - 70 PLN;
Taksówka Lwów - Rafajłowa - 35 USD/ 4 osoby;

Dla przybliżenia atmosfery wyjazdu cytuję opis jednego dnia z naszego dziennika podróży:
"29.07.2000 r.
Pada deszcz. Wychodzę z namiotu. Rozpalam ognisko. Powoli wychodzą wszyscy. Kawa, śniadanie. Rozdzielanie bagaży. Zwijamy namioty po około 2 godzinach. Audi ma dziś urodziny(25). Otwieramy niesionego na tę okazję szampana. Sto lat! Sto lat!
Podchodzimy. Grzbiet kręty jak sprężyna. Podejścia i zejścia. Wiatrołomy. Czasami leżących pni nie sposób ominąć. Po ok. 3 godzinach wychodzimy na polankę przy przełęczy. Chyba jesteśmy pod głównym grzbietem karpackim. Zza lasu wyłania się połonina. Na skraju polany robimy biwak kawowo - obiadowy. Gotujemy danie po daniu. Raz pada, raz się przejaśnia.
Mateusz z Donatą poszli po wodę. Tym razem nie jest daleko. Audiemu rozwalił się pasek od plecaka. Lama zabrał się za szycie. Stasiek i Ola przekomarzają się. Audi i Sky przygotowali rewelacyjną zupę ze zgniecionych w plecaku pomidorów. Rozpadało się. Odwiedził nas miejscowy pasterz z synem. Szukali krów. Od niego dowiedzieliśmy się, że są tu wilki i niedźwiedź. Zagotowaliśmy herbatę lekko wzmocnioną. Zastanawiamy się czy tu nie zostać.
Pada. Idę z Mateuszem bez plecaków na grzbiet. Krótkie, ale bardzo ciężkie podejście. Stromo i w błocie. Po dziesięciu minutach wypłaszcza się lekko. Po następnych dziesięciu jesteśmy na połoninie. Ładny widok. Silny wiatr i zacina deszcz. Jest słupek (dawny graniczny) nr 26/5. Rozglądamy się za miejscem na biwak. Jest woda, ale trudno o płaski kawałek na namioty. Poza tym wszędzie błoto. Po drodze spotykamy tego samego pasterza. Znalazł krowy. Dzięki niemu ustalam dokładnie naszą pozycję. Jesteśmy pod Płoską! To znaczy, że z Rafajłowej wyszliśmy drugą doliną! No cóż. Wejdziemy na Czarną Połoninę od drugiej strony. Wracamy na przełęcz. Zostajemy tu na noc. Rozstawiamy namioty. Żeby wyrównać teren ścinamy igliwie. Po tym następuje orgia kulinarna. Cztery różne kuchnie: Ola i Lama, Audi i Sky, Mateusz, Myszka, Donata i ja, a między tymi kuchniami hrabia Stanisław. Po kolacji długo w noc herbata po herbacie.
Sky próbuje przywiązać rozpięty parasol do długiego kija. Mateusz, Myszka i ja idziemy spać. I tu nastąpił "moment". W momencie tym, nikt nie wie jak, została wypita znienawidzona wcześniej żubrówka i zjedzone wszystkie cytryny. Siedzieli tak sobie długo w noc przy ognisku, pogrążając się w swoim żubrzanocytrynowym świecie."

Artur Grzenda - Prezes