Motto:
"Big wall jest wtedy, gdy wodę po myciu menażki wypijasz, a nie wylewasz"
- ukute w ścianie, chyba na Camp IV.
W dniach 5-9 października 2000 r dwaj członkowie naszego Klubu: Krzysztof Krawiec
i Paweł Skoworodko przebyli słynny Nos na El Capitanie w dolinie Yosemite.Wybrali
klasyczną dla tak wielkiej ściany taktykę wielodniowego przejścia z ciąganiem
w haul-bagu całego dobytku przez ścianę.
Pierwszego dnia pokonali i zaporęczowali pierwsze cztery wyciągi drogi (do Sickle
Ledge), a następne trzy i pół dnia spedzili w ścianie nocując kolejno na Dolt
Tower, Camp IV i Camp VI. Drogę skończyli o czwartej po południu, a powrót na
camping (szlakiem przez Yosemite Falls) trwał następne 5 godzin.
Warunki w ścianie były cały czas świetne (upał, ale znośny), dopiero ostatniego
dnia pogoda zdecydowanie się zepsuła - zrobiło się chłodno, a ostatnie dwie
godziny zejścia odbywały się w niezłej zlewie.
Cała wspinaczka odbyła się w uznanym na tej drodze stylu - jakkolwiek, byle
szybko do góry. Co dało się przejść klasycznie - przebyto klasycznie (wyciągi
do 5.9, niektóre 5.10 - np. Pancake Flake), co nie dawało się klasycznie - przebyto
odpoczywając w przelotach, podhaczajac (szereg A0) lub po prostu hacząc.
Regularnej hakówki na drodze jest sporo (oczywiście dla kogoś, kto nie nazywa
się Lynn Hill), aczkolwiek jest to hakówka wyłącznie na kościach (cleen). Najtrudniejszy
wydał się wyciąg między Camp V a Glowering Spot, gdzie trzeba było użyć kostki
numer 0 (DMM), wycena C1 w przewodniku jest lekkim nieporozumieniem. Szybsze
zespoły nocują w ścianie tylko 2 razy (na El Cap Tower i Camp V), ale to już
trzeba biec.
Ogólne wrażenia: droga jest obłędnie eksponowana i efektowna, rysy są trudne
i ostro wycenione, stałych przelotów niewiele, sprzętu, jak na polskie warunki,
trzeba dużo (a i tak jest to jedna z najmniej wymagających sprzętowo dróg na
El Capie); tym niemniej jest to droga dla ludzi!
Wydaje się (opinia KK), że świetnym testem gotowości do Nosa w górach polskich
jest Rysa Hobrzańskiego na Mnichu - należy czuć się na niej swobodnie.
Krzysztof Krawiec.